Bajka Jak Mrówek stał się odważny

Z Formicopedia
Skocz do: nawigacja, szukaj

JAK MRÓWEK STAŁ SIĘ ODWAŻNY

BARBARA CUPIAŁ, ELŻBIETA SOBOLEWSKA, Przedszkole nr 1 w Myszkowie

Artykuł ze specjalistycznego serwisu edukacyjnego http://www.librus.pl

"Jak Mrówek stał się odważny"

Dawno, dawno temu, na niewielkim wzniesieniu, z dala od ruchliwych i głośnych ulic wielkich miast, rozciągała się soczyście zielona łąka.

Można było na niej zobaczyć, jak wiatr kołysze trawą, a kolorowe kwiaty kłaniają się listkom. Między zielonymi listkami traw malutkie białe dzwoneczki konwalii przygrywały motylkom do tańca.

Każdy mieszkaniec tej uroczej łąki krzątał się zajęty swoją pracą. Pszczółki wesoło brzęczały, zbierając z kwiatów pachnący i pyszny nektar, koniki polne cierpliwie stroiły swoje skrzypce, a trzmiele mozolnie zapylały każdy, nawet najmniejszy kwiat.

Promyki słońca radośnie zaglądały w każdy zakątek tej bajecznie kolorowej krainy i jasno rozświetlały kępkę jaskrawo błękitnych niezapominajek, obok której znajdowało się wielkie mrowisko.

W mrowisku był tego dnia wielki gwar i hałas, bo niedługo królowa mrówek miała obchodzić swoje urodziny i właśnie trwały przygotowania do wielkiego balu.

Mrówek – najmłodszy mieszkaniec mrowiska – tego samego dnia po raz pierwszy wraz ze swoimi przyjaciółmi wybierał się na łąkę w poszukiwaniu słomek, płatków kwiatów i innych ozdób do dekoracji sali balowej. Mrówki radosne, wesołe wyszły z mrowiska, a Mrówek?... wlókł się nóżka za nóżką a jego małe ciałko przepełniał strach. Drżał biedaczek jak listki osiki. Rozglądał się niepewnie, wszędzie podejrzewał kłopoty i wszystko wydawało się takie straszne. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.

Gdy tak stał, nagle obok niego poruszyła się trawka, na której usiadła mała biedronka. Mrówek bardzo się przestraszył i szybciutko schował pod kamykiem. Skulony z mocno bijącym sercem czekał, co wydarzy się dalej...

Wyobrażał sobie, że to wielki smok, który zionie ogniem. Mocno zaciskał oczka, żeby nie widzieć, jak płonie cała łąka. Serduszko tak mocno mu biło, że słyszał jego kołatanie w całym mrówczym ciałku. A w głowie wciąż słyszał głos: "Pokonaj strach! Pokonaj strach!". Wiedział, że dłużej tak nie wytrzyma, że dłużej nie może tak stać. Pełen obaw i przerażenia powolutku otworzył jedno oko, za chwilkę powolutku drugie oko i nic! Żadnego smoka już nie było – zniknął gdzieś! Pozostało tylko przerażenie i zadanie do wykonania. Miał przecież uzbierać słomek na bal królowej.

Kiedy uspokoił się trochę i już prawie odważył się wyjść spod kamyka, ujrzał ponad trawami ogromny – jak mu się wydawało – cień, który prawie przysłonił jego małą, trzęsącą się postać. Mrówkowi ugięły się nóżki, a strach nie pozwolił się ruszyć. Nie mógł zrobić ani kroku w przód ani – nawet najmniejszego – kroku w tył. Miał ochotę krzyczeć na całe mrówcze gardziołko: "Pomocy! Ratunku!". Zebrał wszystkie swoje siły i ostatnim tchem wskoczył pod znajomy kamyk. Przesiedział tam nie wiadomo ile, skulony biedaczek, w bezruchu, ciężko oddychając ze strachu i niemocy. "Wielki cień", który spowił łąkę, to barwny motylek, który wesoło tańczył między stokrotkami, które swymi żółtymi oczami spoglądały z uśmiechem na Mrówka, dla którego motyl stał się wielka przeszkodą. Tak wielką, że mały Mrówek nie mógł jej pokonać.

Mrówek wyszedł spod kamyka dopiero wtedy, kiedy usłyszał rozśpiewane głosy swoich towarzyszy. Mrówki chwaliły się między sobą zdobyczami, a Mrówek? ...cóż, spuścił głowę i był smutny, że nie umiał pokonać lęku przed nieznanym i nie zdobył żadnych ozdób na bal.

Następna wyprawa dla Mrówka była tak samo trudna i straszna jak pierwsza. Przesiedział pod znajomym kamykiem cały czas. Czuł się niepewnie, bał się wszystkiego, co się tylko poruszyło w okolicy.

Nazajutrz miał odbyć się wielki bal na cześć królowej mrowiska. Królowa z tej okazji zaprosiła do mrowiska wielu mieszkańców łąki, by razem z nimi uczcić swoje święto. A sala wyglądała przepięknie. Na ścianach upięte były kolorowe słomki z różnych traw. U sufitu zwisały kolorowe girlandy z płatków dzikich róż. Na każdym stoliczku stały lampiony z chabrów, maków i niezapominajek.

A w każdym rogu sali balowej wisiały warkocze delikatnych dzwoneczków kwiatu konwalii, które przy lekkim nawet powiewie wiatru przygrywały tancerzom do taktu. Całą zaś salę rozświetlały wielkie kwiaty słonecznika, które kołysały się do muzyki na przemian raz w prawo, raz w lewo.

Wszystkie mrówki były bardzo zadowolone ze swojej pracy i nie mogły się już doczekać momentu, kiedy orkiestra koników polnych zacznie grać. Tylko mały Mrówek nie cieszył się z balu. Siedział pod ścianą pełen obaw, niepokoju i tylko czasami spoglądał, jak goście się bawią. Można już było słyszeć pierwsze takty muzyki. To orkiestra koników polnych rozpoczęła swój koncert. Pary ruszyły do tańca, sala wirowała od rozbawionych towarzyszy zabawy. Mrówek podglądał wszystkich z niedowierzaniem, powtarzając wciąż sobie: "Jacy oni weseli, jak ładnie się bawią!"

W tym momencie królowa podeszła do Mrówka, wzięła go za rękę i zaprosiła do tańca. Nie mógł odmówić. Ale taniec nie wyglądał najlepiej. Mrówek tańczył niepewnie, niezdarnie depcząc królowej po stopach. Cały drżał z niepokoju – tyle obcych owadów było wokoło. Bardzo mocno ściskał królową za ręce, aż jego łapki stały się wilgotne. Nareszcie muzyka ustała. Kiedy taniec dobiegł końca, szybciutko uciekł do swojego kącika, w którym czuł się najpewniej.

Wszyscy wokoło świetnie się bawili, głośno przyśpiewywali muzykom i nikt nie zauważył, że nagle do sali balowej wleciał rozwścieczony bąk, którego królowa nie zaprosiła na bal. Brzęczał bardzo głośno i złowieszczo trzepotał skrzydłami. Mrówek ukradkiem obserwował nieproszonego gościa, który właśnie szykował się do ataku na królową. Już do niej dolatywał... gdy nagle na jego drodze pojawił się roztańczony motylek. Bąk zachwiał się przez chwilę i o mały włos nie potrąciłby z impetem kolorowego tancerza. W tej właśnie chwili Mrówek poczuł, że musi coś zrobić. Zebrał wszystkie swoje siły, nabrał powietrza, zerwał dużą słomkę ze ściany i ruszył w kierunku nieproszonego gościa. I tak bąk na swojej drodze napotkał przeszkodę i przewrócił się nieporadnie. Dopiero wtedy, gdy bąk upadł na podłogę, królowa, jej świta i goście zauważyli, jakie niebezpieczeństwo im groziło. Wszyscy zebrani na sali podeszli do Mrówka i zaczęli mu dziękować, gratulować i ściskać, za to, że uratował życie królowej, a przede wszystkim motylka. Na końcu do Mrówka podszedł sam motylek. Uścisnął mu dłoń i krzyknął: "Niech żyje Mrówek, mój wybawiciel!", a wszyscy inni wtórowali: "Niech żyje, niech żyje!".

Do końca balu Mrówek nie siedział już cichutko w kątku sali, tylko bawił się i tańczył ze swoim nowo poznanym przyjacielem.

Następnego dnia Motylek z wdzięczności do Mrówka zaprosił go na długi spacer po łące. Chciał Mrówkowi pokazać, jaki świat jest piękny i ciekawy i że nie wszystko, czego nie znamy, jest straszne. I tak chodzili po porannej rosie, trzymając się za ręce. Teraz Mrówkowi nic nie wydawało się straszne. Widział spacerujące po trawkach biedronki, fruwające motyle i innych mieszkańców łąki i wcale się ich nie bał jak kiedyś. Nikt z nich już nie przypominał strasznego, ziejącego ogniem smoka, a wszystko wokół było kolorowe i radosne.

A kiedy przyjaciele przechodzili obok znajomego kamyka, Mrówek leciutko ścisnął rączkę przyjaznego motylka i uśmiechnął się cichutko do siebie.


Publikacja za zgodą Wydawnictwa LUIRUS