Moje pierwsze mrowy - opowiadanie

Z Formicopedia
Skocz do: nawigacja, szukaj
Porozmawiaj z autorem na forum o mrówkach

Moje pierwsze mrówy.

Hmm ... złapałem se mrówy ... :>

A właściwie to znalazłem ]:-> - robiłem akurat porządki w terrariach i wymieniałem konarki na świerze. Spod kory jednego z właśnie przyniesionych z parku, zaczęły wysypywać się mrówki.

Cóż ... zwierzętami zajmuję się od dziecka ... z chowem mrówek jednak nie miałem dotąd do czynienia - słyszałem co prawda o tego typu "pochodnej terrarystyki", ale do dzisiaj nie miałem z tym styczności. W każdym razie wysypujące się na podłogę pomieszczenia ze zwierzętami mrówy jakoś mi "ni pasiły". Podstawiłem wiadro i wytrząsnąłem z konarku resztę mrowiska - wiadro szybko trzeba było zamykać - skubane świetnie łażą nawet po gładkim plastiku.

Wiaderka mam kryte wieczkami z siatką(transportujemy w nich świerszcze dla klientów hurtowych) i zauważyłem iż w środku jest od groma "jaj". No... chyba sobie sprawię "nową zabawkę" (pomyślałem... a może tylko mi się tak wydawało :>:>:>:D:D:D). Internet, książki zoologiczne, trochę własnej znajomości terrarystyki "ogólnej" i umiejętności szklarskich - w dwa dni wykombinowałem sobie FORMICARIUM :>

WOW ... :> nie wyobrażacie sobie jaka to mordęga umieścić te maluchy w zrobionym dla nich "mieszkanku" - w końcu udało mi się wsypać całość na "arenę" i zamknąć wieko formicarium ;)

OKI... i co dalej?? Dopiero teraz miałem możliwość dokładnego przyjrzenia się nowym zwierzakom - metodą "eliminacji" doszedłem do tego, że moje nowe stwory to Lasius niger - chyba najpospolitsze bydlę wśród mrówek Polski - pospolite jednak nie okazało się nie ciekawym ;) Po jakiejś godzinie zauważyłem pewne uspokojenie w chaosie , który zapanował zaraz po dosyć drastycznej "przeprowadzce" z wiaderka. Mrówki zaczęły nosić "jaja" (okazało się w między czasie iż są to poczwarki mrówek) i składować je w komorach formicarium właściwego (tj. sztucznie wyżłobionego w korku i oklejonego szybami wąskiego, przejrzystego "terrarium" imitującego podziemne korytarze mrowiska). Po następnej większość kokonów była już bezpiecznie osadzona w komorach a mrówki wraz z nimi... Po kilku godzinach powróciłem do obserwacji - i stwierdziłem, że mogę sobie to całe zamieszanie "w buty wsadzić" :/ totalna KLAPA:/ - wśród moich "pupili" niestety nie było królowej :/. Mrówki to takie fajne stworzonka, u których nie występuje "tożsamość osobnicza" - robotnice, wojownicy itd. nie liczą się pojedynczo - w sumie "mrowisko" to KRÓLOWA, pozostałe jednostki za jedyne zadanie mają służyć matce tak, jak przedłużenie jej własnych łapek. Śmierć jednej, stu a nawet wszystkich robotnic czy wojowników nie oznacza wcale "końca" mrowiska, za to brak królowej po prostu powoduje , iż mrowisko staje się jedynie bezsensownym siedliskiem krótko żyjących i nie mnożących się owadów, których jedynym w takim momencie zadaniem staje się rutynowa i bezcelowa praca aż do momentu gdy ich organizmy przestaną funkcjonować.

Wychodzi na to, ze musiałem "zgubić" królową w drodze z parku :/

Qrde... cała moja bieganina na darmo :(

Echhh... :(

Dobra... nie dałem za wygrana :P

W sumie to szkoda mi było ruszać mrówy z natury z premedytacją... ale cóż... mieszkam na wsi - wstyd się przyznać - nie kosiłem w tym roku trawnika... gdy wyszedłem na przyległą "łączkę", stwierdziłem, że ze zdobyciem "kompletnego" mrowiska nie będzie żadnego problemu, wśród traw nie wielkie kopczyki widziałem co 30-50cm - ups... znowu byłem w duuużym błędzie :D:D:D co prawda wiele mrówek jak i sporo jaj i kokonów czy poczwarek było w takich kopcach, jednak "rdzeń" mrowiska wraz z królową musiał się znajdować pod ziemią. Użycie szpadla szybko wybiłem sobie z głowy - a po diabła mi zabita królowa??:P:/

Zarzuciłem temat... po tygodniu stwierdziłem jednak, iż formicarium pomimo braku królowej, nadal tętni życiem - co prawda mrówki nie miały szans na rozwój gniazda, ale pomimo tego "zagnieździły" się w "domku" wspaniale. Zacząłem się zastanawiać nad złapaniem królowej gdy nadejdą gody - wtedy właśnie młode matki wylatują (po wyjściu z poczwarki posiadają skrzydła:> ) z rodzimych mrowisk aby pozwolić się zapłodnić samczykom(również uskrzydlonym) w powietrzu - następnie opadają na ziemię, tracą skrzydełka i zakładają własne gniazda, w których potrafią żyć nawet po kilkanaście lat ;)

Oki - postaram się "trafić" rójkę :)

Spędzając wolne chwile na wędkowaniu zostałem zmuszony przez wredne karasie do poszukiwania dżdżownic (obskubały mi wszystkie mączniki z haczyka, na dodatek nie dając się złapać :/ ) - najłatwiejszym sposobem na to, jest podniesienie jakiegoś kamienia (czy czegoś/innego zalegającego od dłuższego czasu na trawniku). Parę sztuk "robaków" już miałem gdy zauważyłem wyłażące z puszki, którą właśnie podniosłem mrówki... Hmm ... :>:>:>

Do domciu miałem blisko... wiaderko jakieś też się znalazło...

Okazało się, że pomimo iż większość mrówek udało mi się wysypać do wiadra łatwo, to część z nich siedzi w korzeniu trawy która wrosła w przerdzewiałą puszkę - w takim razie prawdopodobnie królowa będzie wśród nich...

No tak... mam nowe mrówy... a co ze "starymi" ??:(

Szczerze powiedziawszy nie uśmiechało mi się "eksterminować" tych robotnic :/

Nowych było zdecydowanie więcej, jednak i starych sporo, a i zadomowiły się już nieźle... ponieważ jednak "nowe" miałem "podzielone" na dwie części (jedna w wiaderku a druga w korzeniu) - postanowiłem zobaczyć co się stanie gdy wpuszczę jedne robotnice z jajami do drugich już zasiedlonych.

NIC!!! Po prostu NIC się nie stało :D:D:D

Ustawiłem formicarium w kuwecie, na dno kuwety nalałem 2cm wody z odrobiną płynu do mycia naczyń aby nie musieć walczyć z nie pożądanymi "spacerowiczami" w biurze i otwarłem pokrywę.

"Stare" mrówki siedziały sobie grzecznie wewnątrz korytarzy - nowe "trochę" zabrudzone ziemią i drobnym "śmieciem", którego nie byłem w stanie usunąć wsypałem na arenę.

Oczywiście początkowo znajomy już z poprzedniego razu widok chaosu ustąpił noszeniu jaj i kokonów również po upływie około godziny - niestety dostęp do korytarzy był odcięty przez robotnice pierwszego gniazda - trochę mrówek miało PH i spadło w międzyczasie do wody ( nie miały szans na utrzymanie się na powierzchni dzięki zniwelowaniu napięcia powierzchniowego wody za pomocą środka do naczyń), kilka sztuk podjęło walkę z robotnicami w korytarzach ( nie mając większych szans ze względu na ciasnotę), pozostałe zaczęły za to kopać w teraz już grubszym podłożu... dałem spokój obserwacjom uznawszy że jednak trzeba będzie zlikwidować zasiedlone już mrówki, przed umieszczeniem na arenie korzenia z królową :( Po pewnym czasie zauważyłem, że część kokonów i wszystkie jaja zostały umieszczone w korytarzach !(??)!! W korytarzach również, przybyło mrówek!(??)!!

Na dobrą sprawę spodziewałem się zażartej walki obu grup - to co zobaczyłem, było raczej pełnym zawieszeniem broni :> Nie będąc specem w entomologii mogę jedynie podejrzewać właśnie "zawieszenie broni" ze względu na jaja, poczwarki i kokony - wiem iż są gatunki mrówek, kradnące innym gniazdom ich potomstwo... ale nie sądziłem, że dwa różne gniazda tego samego gatunku potrafią (gdy znajdą się na nowym terenie i w sytuacji patowej) współpracować!!!(??)!!! Znam gady i ryby u których zjawisko zawieszenia broni występuje w większym zagęszczeniu, na nie wielkiej przestrzeni (np. Anolis carolinensis, Gecko gekko czy też sumik karłowaty/byczek) więc pewnie po cichu miałem nadzieję na taki obrót spraw - faktem jest jednak to, iż mrówy sprawiły mi wielką niespodziankę ;)

Dalsze obserwacje pokazały także pełną współpracę WSZYSTKICH osobników, przy sprzątaniu tak korytarzy, jak i areny - jaja, poczwarki i kokony zostały ciasno upchnięte w komorach a z areny zaczęły spadać na zewnątrz (do wody) przeróżne kawałki drewienek, trawy, trupki padłych pobratymców, pęknięte kokony, piasek, drobne kawałeczki folii, skorupki pestek itd. :) Teraz dokładnie mogłem zobaczyć jak skutecznie potrafią pracować te zwierzaczki - przy imponującej w danym momencie ich liczbie, warstwa śmieci na arenie szybciutko topniała.

Ponieważ czasami należy również się przekimać - dalsze obserwacje i czynności zostawiłem na dzień następny, zostawiając pracusiom otwarte na noc formicarium ( z nadzieją na to iż nie zasypią "fosy" i rano nie obudzę się cały pokąsany :D:D:D) ;)

No dobra... rano nic się nie zmieniło - maluchy pracują nadal a te w korzeniu nie chcą wyleźć... cóż... zaczekam - mam czas ;)


Minęły cztery dni i spuściłem nos na kwintę... korzeń pusty a królowej ani śladu... echhh... Na tydzień zapomniałem o mrówkach. Po tym okresie stwierdziłem, że zwierzaki dokładnie uprzątnęły arenę ze wszelkiego śmiecia - został czysty piaseczek i kawałek kory, który widocznie był im do czegoś potrzebny :> - trudno, dają sobie tak wspaniale radę, iż nie mam sumienia ich likwidować - a niech se żyją ;)

POŁOWA LIPCA

Właśnie zauważyłem jak w formicarium pojawiły się skrzydlate, młode samice i samczyki (powykluwały się z kokonów) i zaczynają krążyć po arenie - mrówki robotnice je całkowicie ignorują. W takim razie trzeba by pomyśleć o zdobyciu w końcu królowej... jeżeli moje szykują się do rójki - na zewnątrz pewnie dzieje się podobnie - nie czekając długo poszedłem w plener. Nic... prawdopodobnie nie ciekawa aura tego roku, opóźnia wiele rzeczy w przyrodzie:/

17.07.- ta sobota jest piękna - 28stC na dworze, śliczne słońce - postanowiłem ponownie spróbować szczęścia w poszukiwaniu królowej. Nooooo... w końcu :) musiały mieć rójkę wczoraj a część pewnie i dzisiaj się roiła - niektóre łażące po ziemi królowe mają jeszcze skrzydełka (czasami po jednym) ale większość już jako bezskrzydłe przyszłe matki mrowisk, już biega w poszukiwaniu miejsca na założenie kolonii :) biorąc pod uwagę ich ilości - to MUSZĄ być Lasius niger - żaden inny gatunek nie jest u mnie na terenie aż tak liczny - maja około centymetra długości, są ciemnobrązowe z napęczniałymi odwłokami i trochę nieporadne w porównaniu z robotnicami. Do plastikowego pudełka zagoniłem kilka sztuk - w razie gdyby coś nie wyszło z jedną - zawsze będę mógł ponowić próbę, najwyżej w nowym formicarium ;) Po powrocie do biura (gdzie wylądowało w końcu moje "mrowisko" ) zasiadłem do biurka i jedną z królowych wpuściłem na arenę - była zdezorientowana i przerażona, pierwsze spotkanie z robotnicą wypadło kiepsko - królowa rzuciła się do ucieczki, prawie wypadając z areny. Zaczęła biegać dookoła niej po brzegu szyby, aż w końcu jednak wypadła na zewnątrz :/ podniosłem ją i wpuściłem ponownie, zakrywając szybą formicarium. Lwia część robotnic, wraz z pozostałymi jeszcze w mrowisku młodymi uskrzydlonymi samiczkami i samczykami, siedziała sobie spokojnie wewnątrz korytarzy.

W momencie gdy wpuszczona królowa ponownie napotkała jedną z niewielu szwędających się po arenie robotnic, doszło do próby złapania jej przez robotnicę, w tym momencie zacząłem się obawiać czy przypadkiem "pretendentka do mrówczego tronu" nie zostanie potraktowana jak intruz i zabita (dzieje się tak, gdy mrowisko ma swoją królową). Zauważyłem również co innego - robotnica, która przez moment próbowała bezskutecznie utrzymać samicę za nogę, powróciła szybko do wejścia gniazda, połaskotała się czółkami z koleżankami i po kilku sekundach na arenę zaczęły wybiegać dziesiątki robotnic - wyglądało na to, że napotkanie przez jedną z nich zapłodnionej samicy, wywołało pospolite ruszenie w całym formicarium. Mrówki szybko zlokalizowały młodą matkę... Ze wszystkich stron obsiadły ją i wyglądało na to, że będę bezradnie patrzył jak zostaje zabita :/ Trudno... przyroda rządzi się własnymi prawami. Nie chcąc już dłużej patrzeć na koniec niedoszłej królowej - poszedłem poszukać szkła na następne formicarium. Kilka kawałków znalazłem. Trzeba będzie zrobić ze trzy sztuki... nie wypuszczę już tych młodych matek :>:>:> Jakież było moje zdziwienie gdy po powrocie do biura zobaczyłem, że królowa wcale nie została zabita, a po prostu na siłę zaciągnięta do korytarzy!!! Robotnice chwytając za odnóża i odwłok, wciągały opierającą się matkę w głąb! Teraz to już mnie siłą nie można było oderwać od obserwacji :D:D:D Po jakiejś godzinie udało im się upchnąć ją w jednej z komór, z której uprzątnęły najpierw pozostałe jeszcze kokony i zatarasowały sobą wyjście - kilka z nich nadal trzymało matkę za nóżki. Wygląda na to, że została wzięta do niewoli;)

Po tygodniu królowa zaczęła znosić pierwsze jaja - od tego momentu robotnice zaczęły ją karmić i głaskać się z nią czółkami. MAM WŁASNE MROWISKO !!!:D:D:D


SIERPIEŃ

W trakcie ogniska zorganizowanego wraz ze znajomymi, przestawialiśmy pieńki służące do siedzenia - z jednego z nich zaczęły wysypywać się kokony ... mrówki kręcące się dookoła nich były olbrzymie(około 4,5mm bardzo masywnej mrówy) i żółte. No cóż... nie byłbym sobą nie wziąwszy kilku kokonów :>

Okazało się, że mrówka ta to Lasius umbratus - kuzyn moich L.niger, spędzający całe życie pod powierzchnią gruntu i odżywiający się głównie słodką wydzieliną mszyc korzeniowych, również bytujących pod ziemią. Jest gatunkiem dosyć pospolicie występującym, jednak rzadko zauważanym ze względu na skryty tryb życia. Nie bardzo wiedziałem co mam zrobić z kokonami... pierwotny impuls, który skłonił mnie do ich zabrania, obecnie przerodził się w wyrzuty sumienia :/ Echhh... no nic... - wyłożyłem kokony na arenę formicarium z L.niger aby przynajmniej się nie zmarnowały (no... przeznaczenie na karmę to może i nie właściwe zastosowanie, ale w końcu i tak kokony należało uznać za stracone :( ) Cholipka... - mrówy zrobiły mi kolejną niespodziewajkę :> - kokony zostały przetransportowane do gniazda i ułożone w komorze wraz z kokonami L.niger.

Po kilku dniach zobaczyłem pośród czarnych robotnic L.niger, dwukrotnie większe żółte robotnice L.umbratus współpracujące w zdobywaniu pokarmu i budowie gniazda - zostały wcielone i uznane za "własne". Odtąd w szeregach L.niger pędzących do szybki karmnikowej, błyskają mi wielkie, żółte robotnice L.umbratus, wspomagając nigerki w trudzie i przenosząc ogromne ilości pokarmu do gniazda ;)

LISTOPAD

Powracam do relacji po 5miesiącach w trakcie, których "zdobyczna" królowa nie tylko została w pełni zaakceptowana w kolonii, ale i stała się matką około 3000 robotnic... :>

Korek wypełniający komorę formicarium jest wspaniale pocięty zrobionymi w nim przez mrówki nowymi korytarzami, "prace budowlane" trwają nadal a wydaje mi się nawet że widzę pośród larw, kilka sztuk wyraźnie większych, co wskazywałoby na "królewskie" larwy, z których prawdopodobnie zostaną wychowane młode królowe :) - czekam teraz z niecierpliwością na przekonanie się czy moje przypuszczenia są trafne ;)


13.07.2005 środa

No tak... moja kolonia jednak nie wychwała sobie królowych... zima była dosyć ciężka i chyba powinienem był je zahibernowac... trudno - samce za to są :D:D:D

W każdym razie w dniu dzisiejszym zauważyłem wśród nich poruszenie. Kolonia żyje sobie w otwartym formicarium, zadomowiły się już na tyle, że bez problemu wychodzą i powracają do niego (W międzyczasie przez moją nieuwagę, dostały się do wietrzonego akurat formicarium z małą kolonią Tetramorium impurum i mam jeden gatunek mniej w kolekcji :> ). Samce zaczęły krążyć po arenie i wspinać się na najwyższe punkty - jak dla mnie, nadszedł czas rójki - pudełko w dłoń i ruszam na łowy :D

Do poczytania Wszystkim ;)

Curtus